Jak już co roku Augustowski Klub Sportów Wrotkarskich i Rowerowych zorganizował kilkudniową wycieczkę rowerową. Dwa lata temu odbyła się wycieczka po Duńskiej wyspie Borholm, rok temu po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, a w tym roku wybór padł na Białoruś, dokładnie Grodno i okolice. Na wyprawę udało się siedem osób: Jan Bukłacho, Artur Gajewicz, Grzegorz Sentkowski, Adam Wiśniewski, Konrad Witkowski, Krzysztof Bujnowski oraz Arkadiusz Hawryluk.
Przygotowania zaczęły się od wyrobienia paszportów ( jeśli ktoś nie posiadał ) oraz wyrobienia wizy grupowej ( koszt takiej wizy to 10 dolarów od osoby). Uzbrojeni w dokumenty, sakwy wypełnione niezbędnymi rzeczami i prowiantem , śpiwory, namioty i oczywiście rowery zjawiliśmy się o godzinie 6.00 rano w punkcie zbornym pod siedzibą klubu. Z uwagi na fakt, że przejścia granicznego z Białorusią nie można przekroczyć na rowerze, wybraliśmy opcję by przejechać ją pociągiem z Kuźnicy do Grodna.
Zapakowaliśmy rowery na przyczepkę i Busem udaliśmy się do Kuźnicy. Następnie o 8.30 już pociągiem do Grodna. Po niecałej godzinie byliśmy już w Grodnie, gdzie musieliśmy przejść odprawę paszportową. Białorusini są pod tym względem bardzo skrupulatni, wypytują o cel przyjazdu trasę, zaglądają w bagaże. Na szczęście poszło wszystko w miarę sprawnie i mogliśmy zacząć podziwiać uroki Grodna. Po doniesieniach w polskich mediach o kryzysie i pustych pułkach w sklepach byliśmy pełni obaw co nas spotka na miejscu. Jednak my tego kryzysu nie zauważyliśmy -okazało się, że w sklepach można kupić wszystko. Miasto czyste, widać że się sporo inwestuje w odnowę budynków i remonty dróg. Ruszyliśmy podziwiać lokalne zabytki. Zaczęliśmy od Starego Zamku w Grodnie pięknie położonego na wzgórzu nad Niemnem, którego początki sięgają XIV wieku. Obecnie znajduje się tam muzeum historyczne i przyrodnicze. Następnie udaliśmy się do położonej niedaleko Cerkwi św. Borysa i Gleba. Jest to jedna z najstarszych, zachowanych prawosławnych świątyń w Europie północnej. Jednak w wyniku osunięcia się w przeszłości skarpy jedną ścianę zastąpiono konstrukcją drewnianą. Z zabytków udało nam się jeszcze zwiedzić i zobaczyć Bazylikę katedralną św. Franciszka Ksawerego, Sobór Główny oraz dom w którym mieszkała Eliza Orzeszkowa, Nie mogliśmy też sobie odmówić zrobienia zdjęcia przy Pomniku Lenina, Które na Białorusi są w każdym większym mieście. Niestety czas gonił i musieliśmy opuścić Grodno, by udać się na miejsce noclegu w małej wsi Mickiwicze. Grodno leży w dolinie Niemna i wyjazd z niego okazał się 6 kilometrowym podjazdem. Później jednak było już spokojniej i po przejechaniu około 25 kilometrów z przerwą na kąpiel w przydrożnym jeziorku byliśmy na miejscu. W nocy zaskoczyła nas ulewa i były obawy że nasze namioty tej próby nie wytrzymają, a i jazda w deszczu nikogo nie napawała zachwytem. Na szczęście rano wyszło słońce, odczekaliśmy aż namioty trochę przeschną i udaliśmy się w dalszą drogę. We wsi Naumowicze zatrzymaliśmy się by zobaczyć Pomnik płaczącej matki upamiętniający rozstrzelanych przez Niemców podczas II wojny światowej kilkuset mieszkańców Grodna i okolic. Na cokole pomnika umieszczono tablice , upamiętniające m. in. zgładzonych w Naumowiczach mieszkańców Lipska nad Biebrzą. Jadąc dalej napotkaliśmy rodaków zwiedzających Białoruś na motorach. Była to grupa z Iławy, która przy okazji IV pielgrzymki Ostrobramskiej postanowiła zwiedzić też i Białoruś. Po krótkiej wymianie doświadczeń ruszyliśmy dalej kierując się w stronę Kanału Augustowskiego, gdzie zaplanowaliśmy kolejny nocleg. Po porannej toalecie w kanale Augustowskim ruszyliśmy w dalszą drogę. Pierwszym celem była czterokomorowa śluza w Niemnowie (pierwotnie trzykomorowa, czwartą komorę dobudowano latach 2004-2006).Ruszyliśmy dalej i przypadkiem natrafiliśmy na festyn ludowy obchodzony z okazji Dnia kupały. Przywitano nas serdecznie, poczęstowano ciepłą zupą i baraniną. Gospodarz Imprezy Pan Siergiej zaproponował byśmy rozbili się na noc na terenie ich obozowiska. Z uwagi na krótki dystans jaki przejechaliśmy tego dnia postanowiliśmy przejechać jeszcze parę kilometrów i na nocleg zajechać dopiero wieczorem. Był to dobry pomysł szczególnie, że mogliśmy wypocić się w tradycyjnej ruskiej bani, która odświeżyła nasze ciała po trudach całodziennej jazdy. Następnego dnia ruszyliśmy już na ostatnie miejsce naszego biwakowania fort nr 4 znajdujący się już blisko Grodna. Po drodze mijaliśmy malownicze wsie grodzieńszczyzny z pięknymi starymi kościółkami. Ostatni dzień to już powrót do Grodna, gdzie jeszcze udało nam się obejrzeć miejscowe ZOO, no i niestety trzeba było już wracać do Polski.
Podsumowując, przejechaliśmy prawie 200 km, a w naszej pamięci pozostanie piękne Grodno i cała Grodzieńszczyzna, wspaniali mieszkańcy tych terenów służący w każdej sytuacji pomocą. I gdyby nie przeszkody w postaci wiz i małej ilości przejść granicznych z Białorusią na pewno jeździlibyśmy tam częściej.